środa, 12 maja 2010

Zmiany, zmiany, zmiany...


W poniedziałek byłam w Warszawie z wynikami ostatnich badań. Moje zmiany urosły, dlatego zaproponowano mi zmianę leczenia. Teraz pozostało mi cierpliwie poczekać na decyzje lekarzy co w mojej sytuacji podać. W pierwszym dniu byłam bardzo zagubiona, bo nie byłam przygotowana na taką nagłą zmianę. Mój mąż powtarza mi, że nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło, a ja mu wierzę ;)

Wczoraj miło spędziłam dzień w Unicornie z moją simontonowską grupą i Ulą. Było mi to naprawdę potrzebne. Czas spędzony z moimi ukochanymi bliskimi z siostrą, mężem daje mi uspokojenie i radość. Dlatego cieszę się, że zawsze znajdują dla mnie czas :******

Dziś jestem trochę przeziębiona i fizycznie trochę gorzej się czuję. Ale i tak mam ciekawy plan jak wykorzystać ten dzień :)

A pieski rosną i rosną, bo piją duuużo mleka ... ;)

3 komentarze:

  1. Witaj, niedawno trafilam na Twoj blog, kolega z podstawowki mial na naszej klasie w opisie wklejony link do Twojej strony, kliknelam na niego i jestem. Pierwszy raz trafilam na niego w poniedzialek poznym wieczorem, ale bylo juz za pozno zeby cos pisac bo padalam ze zmeczenia. A dzisiaj trafilam kolejny raz na Twoj blog i postanowilam cos napisac, co niniejszym czynie. Nie znamy sie, ale z opisu wydajesz sie byc fajna osobka :) Co do zmian o ktorych piszesz to Twoj Maz ma racje - nie ma tego zlego co by na dobre nie wyszlo. Pozdrawiam serdecznie i zycze zeby przeziebienie szybko minelo. K.

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję serdecznie i też pozdrawiam :))))))

    OdpowiedzUsuń
  3. Witaj Marysiu,
    znalazłam twojego bloga szperając po sieci w poszukiwaniu informacji o leiomyosarcomie. Trzymaj się ciepło, będę zaglądać na twojego bloga.
    Pola

    OdpowiedzUsuń