poniedziałek, 30 sierpnia 2010

Leniwiec

Dziś jest poniedziałek. Dla mnie to bardzo leniwy dzień. Minęło już kilka dni, bo wróciłam w piątek, po 4 kursie chemii. A wciąż nie mogę się wyspać, bo im dłużej śpię tym bardziej chce mi się spać. Chyba nie tak powinno to działać. Hmmmm... Przydałby mi się taki niedźwiedzi sen zimowy.
Może napiszę jeszcze kilka informacji, jakie uzyskałam.
W dniu przyjęcia wypytałam lekarza o wynik tomografii, która niby nie wykazała nowych zmian, a istniejące nieznacznie urosły. Nieznacznie, czyli po kilka mm (3,4,5), a niektóre wcale. Dla mnie to był sukces :)
W piątek przy wypisie, na moją ogromną prośbę, dostałam ten wynik do ręki i moja radość nie była już taka wielka. Wiem tylko tyle, że za jakiś czas powinnam zrobić tomografię klatki piersiowej. W szpitalu zaproponowali, że zrobią po następnej dawce leku. Muszę więc czekać cierpliwie do października. Jesne, że się denerwuję, ale najlepszą metodą jest o tym nie myśleć, a jeśli już to nie "gdybać" i nie snuć "czarnowidztwa".

poniedziałek, 16 sierpnia 2010

Lato, ach to Ty...


U mnie ostatnio dużo się działo, bo częste wyjazdy do szpitala, ale nie tylko ;). Po trzeciej dawce leku bardzo spadła mi morfologia. Zbadałam się po 6 dniach po powrocie z Warszawy, bo wciąż czułam się bardzo słabo. Lekarz jednoznacznie stwierdził, że muszę koniecznie mieć przetoczoną krew. Tak też się stało. Dostałam 2 woreczki i muszę przyznać, że od razu lepiej :)) Po wyjściu ze szpitala udało się nam pojechać na kilka dni do Szczawnicy. Tam odzyskałam siły i apetyt powrócił. Bardzo dużo jadłam, oddychałam górskim powietrzem no i ten brak komarów. Ten wyjazd, to był naprawdę świetny pomysł mojego męża :***
W najbliższą środę mam tomografię, a za tydzień w poniedziałek 4 kurs chemioterapii, ale tym razem już w Krakowie. Przeniosłam się, bo dojazdy były dla mnie bardzo męczące.

wtorek, 27 lipca 2010

Wa-wa

Jutro z samego rana jadę z Łukaszem do Warszawy. Chyba niedowierzam, ale to już trzeci kurs. Pogoda jak zwykle niedopisuje ;P bo za każdym razem jak jadę do Warszawy, to albo pada, albo burze, śnieżyce, itp. Ale ma to też swoje plusy, bo dzięki temu nie jest mi tak żal, że muszę leżeć w szpitalu zamiast korzystać z pięknej pogody.
Proszę nadal trzymajcie za mnie kciuki, żebym to dzielnie zniosła, a leczenie przynosiło cudowne rezultaty. Pozdrawiam :))))

poniedziałek, 12 lipca 2010

Już jestem

Wczoraj wróciłam z Warszawy. Podano mi drugi kurs chemioterapii. Czuję się trochę słabo, ale siedzę, no może leżę w domku i odpoczywam. Łukasz się mną opiekuje. Właśnie gotuje coś dobrego, chyba zapiekankę ziemniaczaną. Taką z młodych ziemniaczków, marchewki, jajek na twardo do tego ser żółty i duuuużo przypraw. Ja teraz muszę dużo więcej dosalać i przyprawiać, bo wszystko co jem jest bez smaku. A poza tym mam ogromne zachcianki, np. ser żółty na śniadanie ;)

wtorek, 6 lipca 2010

Jadę

Jutro jadę na chemioterapię. Doczekałam się. A teraz jeszcze dopakowuję potrzebne rzeczy. Na jutro też miałam termin zakładania portu, ale leczenie ważniejsze. Taką decyzję podjęłam. Mam nadzieję, że wrócę w niedzielę, ale to się wszystko okaże w trakcie. Dla mnie to i tak o kilka dni za dużo ;)

piątek, 2 lipca 2010

Przerwa



Długo nie pisałam. Nie wiem czy jest to spowodowane wakacjami, które trochę rozleniwiają, nakłaniają do zapominalstwa, czy bardziej kotłującymi się we mnie emocjami. Pomieszanie złości z lękiem, radością i niepokojem. Właściwie to powinnam zacząć od początku...
Nie byłam jeszcze w szpitalu na drugim cyklu chemioterpaii. Zadzwonili do mnie ze szpitala dzień przed wyjazdem, do którego przygotowywałam się z dużym zaangażowaniem. Od tamtej pory już nawet ja próbowałam się im przypominać. Jednak odpowiedź jest wciąż taka sama, że leku jeszcze nie ma i żebym uzbroiła się w cierpliwość, bo jak tylko będzie to do mnie zadzwonią. Chyba już uzbroiłam się w tą cierpliwość, bo teraz czekam już spokojnie, że w każdej chwili mogę jechać. Nawet torba szpitalna czeka i się nie rusza z miejsca.

A na zdjęciach zeszłotygodniowe pomysły na deszczową pogodę :)

niedziela, 20 czerwca 2010

Akty



To rysunki, które zrobiłam kilka dni temu, bo ostatnio spędziłam trochę czasu w domku. Regeneruję organizm przed kolejną chemioterapią, na którą jadę we wtorek. W szpitalu zostanę pewnie do soboty. Mam nadzięję, że czas tam spędzony minie równie szybko, jak tydzień w domu :))) Smutno mi, że tam jadę. Ale czy znacie kogoś kto lubi być w szpitalu ???? No właśnie, bo myślę, że nawet lekarze i pielęgniarki wolną wolne dni do pracy ;)

wtorek, 15 czerwca 2010

Port, nie port


Jednak nie miałam zakładanego portu, tak jak pisałam wcześniej. Po wielu rozmowach z personelem szpitala wróciłam do domu. Z ich winy przepadł mi termin zabiegu i muszę ustalić nowy. Nie powiem, że byłam spokojna. Byłam naprawdę wściekła, ale tylko dlatego, że mnie to nie ominie. A im wcześniej tym lepiej. Ale życie nie jest takie proste.
Jutro nasi przyjaciele zabierają ostatniego psiaka. Robak - bo tak przez nas został nazwany, jedzie w okolice Stalowej Woli. Na pewno mu będzie dobrze, bo czeka na niego rodzinka, która marzyła o takim właśnie piesku.
I cieszę się i jest mi smutno. Smutno, bo fajnie pobawić się z takim szczeniakiem, ale cieszę się, bo Mila wreszcie odpocznie. A jeśli ktokolwiek nie miał małego pieska, to napiszę tylko tyle, że to tak jak z małym dzieckiem. Płacze, cały czas chce jeść, potem to wszystko wydala ;P A na koniec kryzie i niszczy różne rzeczy. Na szczęście to nie moje pieski i to nie ja się nimi zajmowałam.
Ale i tak będę za nimi tęsknić. Dobrze, że chociaż zdjęcia zostaną :))))

czwartek, 10 czerwca 2010

Anioł, który się zmaga


Słodziak. Zdjęcie zrobiłam przed chwilką.

Już wybrałam nazwę dla namalowanego Anioła. Konkurs zakończony. Wybrałam podpowiedź mojej koleżanki, z którą połączyła mnie choroba nowotworowa.
Gosiu dziękuję za sugestię. "Anioł, który się zmaga" - wydaje mi się, że najbardziej trafia w moje odczucia. Ale pozwoliłam też sobie zacytować fragment bardzo miłego maila od Gosi :))) bo bardziej wyjaśni dlaczego taka nazwa:
"Tak więc Marysiu widzę to tak. To co mówisz (zawsze suma sumarum optymistycznie), to nie zaklinanie słowami rzeczywistości. Ten miniony czas to nabieranie siły na decydujące starcie. Potrzeba jednak jakiegoś impulsu, aby anioł poderwał się rozwinął skrzydła i ..... zwyciężył."

wtorek, 8 czerwca 2010

W domu


Mam za sobą przedłużony, bo z 5 dni zrobiło się 9, pobyt w szpitalu. Był to dla mnie bardzo trudny czas. Zapadały poważne decyzje, dotycząse mojego leczenia, a ja czyłam się źle (zarówno fizycznie jak i psychicznie). Od czwartku, aż do wyjazdu był u mnie Łukasz. Tak bardzo cieszyłam się, że jest tam ze mną. Mogłam się do niego wreszcie przytulić i wypłakać na jego silnym ramieniu. A w sobotę razem wróciliśmy do domu. Jestem po pierwszym cyklu Ifosfamidem. Nastęny pobyt w szpitalu czeka mnie 22 czerwca. Jeśli będę miała dobre wyniki morfologii to co 3 tydzień będę jechała na kilka (przynajmniej> 5) dni do szpitala. Mam teraz za zadanie dobrze się odżywiać, nawadniać, itd. Codziennie wypijam 2 szklanki soku z buraczków, jabłek i marchewki.
Pewnie nie uwerzycie, ale już w pierwszym dniu chemioterapii nabrałam smaka na mięsko.
Marzyło mi się przez kilka kolejnych dni, aż w weekend odczekałam się pysznego, ugotowanego przez moją mamę rosołku. Chcę nadal jeść zdrowo, jednak trochę zmodyfikuję moją dietę.

A poza tym od kilku dni pomniejsza się ilość piesków. Dziś zostały już tylko dwa. Są takie słodkie, że najchętniej bym chciała je wszystkie zostawić dla siebie :) No może chociaż jednego :)))

To zdjęcie zrobiłam dziś wieczorem, zanim przyjechali nowi właściciele suczki. Jeszcze cała trójeczka słodko sobie brykała.

wtorek, 25 maja 2010

Ostanie zajęcia z Simontona



Dziś zakończyłam cowtorkowe spotkania z moją grupą simontonowską w Unicornie. Było bardzo, bardzo sympatycznie. Niesamowicie polubiłam wszystkich uczestników. Każdy z nich mnie czymś zainspirował i chyba na tym też życie polega, żeby czerpać od innych. Nie wysysać energii, a jedynie się inspirować :) Piękne słowo.
Zabrałam ze sobą anioła, którego nie mogłam skończyć. A jedna ze znajomych uświadomiła mi, że malowałam go dokładnie tyle, ile trwał nasz cykl spotkań. Chyba nie ma przypadków.
Obraz nie ma jeszcze tytułu, dlatego ogłaszam konkurs na najpiękniejszą nazwę. Piszcie :))))


A ten akt narysowałam na szybko na zajęciach z rysunku. To suche pastele. Super się nimi rysuje, ale jeszcze wiele się muszę nauczyć ;)

niedziela, 23 maja 2010

Nowa fryzura


W czwartek wieczorem dokonałam małej zmiany. Podoba mi się. Dzięki Łukasz - bo to jego dzieło :))) Tylko musiałam się trochę przyzwyczaić, bo przez pierwsze dwa dni, jak natknęłam się na swoje odbicie lustrzane, za każdym razem byłam w szoku ;)

czwartek, 20 maja 2010

Alarm powodziowy




Wczoraj w domu mieliśmy pobudkę o 4.30, wszczęto alarm powodziowy. Dziś wydaje się to śmieszne, no może wczoraj też chwilami żartowaliśmy sobie z tego, jednak jak by nie było to część Krakowa zalało. A zdjęcia powyżej porobiłam dziś sąsiadom z naprzeciwka.
Również wczoraj koło południa postanowiliśmy wyjechać autkami. Stare, bo stare, ale zawsze to szkoda gdyby zalało. Z Łukaszem, Szwagierką, Szwagrem i psiakami nocowaliśmy w Bęble u ich rodziców. A za gościnę bardzo dziękujemy :)))))
Dziś rano musiałam się stawić w Szpitalu Rydygiera, bo przed chemioterapią, którą notabene zaczynam za równiuteńki tydzień w Warszawie potrzebuję założyć sobie port naczyniowy. Ale wszystko po kolei. W poniedziałek i wtorek byłam z Łukaszem w Warszawie i profesor stwierdził, że miesiąc czekania na chemioterapię to zdecydowanie za długo, dlatego skierował mnie na oddział i konsultację z innym panem doktorem. Tam wyznaczono mi termin na 27 maja na pierwszy dzień podawania leku. Będzie to trwało kilka dni około 5-6, po tym czasie wracam do domu i tak co 3 tygodnie. Całość jest jedną wielką niewiadomą, ale i tak jestem pełna nadziei, że leczenie przyniesie rewelacyjny skutek.

środa, 12 maja 2010

Zmiany, zmiany, zmiany...


W poniedziałek byłam w Warszawie z wynikami ostatnich badań. Moje zmiany urosły, dlatego zaproponowano mi zmianę leczenia. Teraz pozostało mi cierpliwie poczekać na decyzje lekarzy co w mojej sytuacji podać. W pierwszym dniu byłam bardzo zagubiona, bo nie byłam przygotowana na taką nagłą zmianę. Mój mąż powtarza mi, że nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło, a ja mu wierzę ;)

Wczoraj miło spędziłam dzień w Unicornie z moją simontonowską grupą i Ulą. Było mi to naprawdę potrzebne. Czas spędzony z moimi ukochanymi bliskimi z siostrą, mężem daje mi uspokojenie i radość. Dlatego cieszę się, że zawsze znajdują dla mnie czas :******

Dziś jestem trochę przeziębiona i fizycznie trochę gorzej się czuję. Ale i tak mam ciekawy plan jak wykorzystać ten dzień :)

A pieski rosną i rosną, bo piją duuużo mleka ... ;)

środa, 5 maja 2010

Studio KTVI


Dziś spotkałam się z ekipą KTVI i przed premierowo oglądałam filmik o mnie, o którym już wspominałam. Jeszcze nie wiem kiedy dokładnie będzie emisja, ale będzie na pewno. Oczywiście jak się dowiem, to napiszę. Filmik super i tu ogromne pokłony do całego zespołu KTVI.

Na kurs rysunku wciąż uczęszczam i nadal mnie to cieszy. Zdjęć rysunków nie zamieszczam, bo musiałbym trochę ocenzurować. Teraz pracujemy nad aktami. Od razu napiszę, że ludzka anatomia nie jest wcale taka łatwa.

Poza tym psiaczki rosną i rosną i chyba za niedługo swoją mamę przerosną ;) Takie małe wampirki, wysysacze mleka :P ale super słodkie :) Poniżej - jako dowód - filmik z karmienia sprzed kilku dni.

wtorek, 27 kwietnia 2010

Małe psiaczki



Wróciłam po dłuższej, ale świetnie wykorzystanej przerwie. Przez 10 kolejnych dni, z krótką przerwą weekendową, brałam udział w warsztatach zatytułowanych "Kto szuka ten żyje", zaplanowanych i prowadzonych min. przez Unicorn, a finansowanych ze środków unijnych.

A wczoraj w naszym domku miał miejsce CUD - cud narodzin. Te zdjęcia powyżej, to 7 ślicznych szczeniątek rasy Labrador.

czwartek, 15 kwietnia 2010

Wewnętrzna mądrość


Wewnętrzna mądrość,... chyba każdy ją ma, choć niektórzy twierdzą, że nabywa się ją wraz z doświadczeniem, ale najważniejsze to umieć się z nią dogadać. To ona podpowiada najlepsze decyzje. Cieszy mnie, gdy to ona do mnie przemawia. Tak było i tym razem, kiedy pisałam o wynikach badań. Pomimo lęku i wielu pytań moja wewnętrzna mądrość mówiła o zachowaniu spokoju. To chyba dlatego dziś nie miałam tylu obaw przed wizytą u Profesora, który zaskoczył mnie wiadomością, że USG wyszło bardzo dobrze. Lek nadal działa !!

Po powrocie z Warszawy poszłam na zajęcia z rysunku, a powyżej są tego efekty. Ciekawa kompozycja ;)))

piątek, 9 kwietnia 2010

Na planie



Cały wczorajszy dzień spędziłam z ekipą filmową z Krakowskiej Telewizji Internetowej. Nagrywaliśmy krótki program o mnie. Jak tylko się ukaże, to podam linka, albo jeszcze lepiej, gdy dostanę kopię to zamieszczę na blogu.
Muszę przyznać, że było męcząco, ale bardzo ciekawie. Naprawdę fajna przygoda, ale tylko dzięki super ekipie, która składała się z samych młodych osób. W swoją pracę wkładają mnóstwo serca, dlatego tak dobrze się z nimi pracuje :)


Wczoraj również byłam na moim ukochanym kursie rysunku, a powyżej zamieściłam też zdjęcie mojej pracy. Martwa natura węglem.

sobota, 3 kwietnia 2010

Święconki i życzonka




Dziś z Łukaszem wybraliśmy się na krakowski rynek na uroczyste święcenie pokarmów. Pomimo dużego wiatru i tak było super. Spotkaliśy się z Ulą, i kochanym kuzynostwem. Byliśmy pierwszy raz na tej uroczystości i nawet nie wiedzieliśmy, że po poświęceniu rozdawane są jajka i 1000 małych chlebków. Nam nawet udało się jeden taki wypiek złapać i podzieliśmy się z Ulą. Podpatrzyliśmy też pewną 3-osobową rodzinkę, która zgarnęła takich 6. A jednak można ;) Naprawdę fajnie było.

Wczoraj nic nie pisałam, ale byłam na USG. Czekam jednak na opinię Profesora, bo wynik badania jest mieszany. Podobnie jak moje odczucia. Dwa guzki trochę urosły, pozostałe się nie zmieniły, ale największy pozytwy jaki w tym widzę, to ten, że nie zauważyli nowych zmian.

A na koniec chcę złożyć wszystkim, którzy tu zaglądają, życzenia zdrowych, radosnych, przepełnionych radością, miłością i uśmiechem Świąt Wielkiej Nocy. Życzę Wam również odpoczynku, miłych chwil z najbliższymi i słonecznego, ale mokrego Śmingusa Dyngusa.

środa, 31 marca 2010

Niespodziankowy dzień

Nie wiem czy lubicie wtorki, ale ja bardzo. Wczoraj dzień miałam wypełniony po brzegi. Wiele spotkań i niespodzianek, ale pamiętam tylko te dobre. Z resztą takich było najwięcej.
Nawet zajęcia z rysunku były zaskakujące i zabawne. Wyobraźcie sobie 5 dorosłych kobiet (bo zabrakło kilku osób, a pan jakoś dziwnym trafem był czyściutki) wybrudzonych węglem. Takie buzie gdzieniegdzie poprzecierane na czarno. Jak kopciuszki.

A na koniec bardzo dziękuję moim koleżankom i kolegom z pracy. Zrobiliście mi super miłą niespodziankę. Wiem, że o mnie pamiętacie :) Dlatego z tego miejsca, bo nie mam ze wszystkimi kontaktu.

Tymczasem zmykam, bo zaczął się nowy dzień :)

niedziela, 28 marca 2010

Niedziela Palmowa




A tu coś z tematyki "Wiosna, ach to Ty..." Ale dziś raczej to zdanie pytające, bo ja zmarzłam. Dlatego wiosna w domu cieszy oko, a taką mam w pokoju :)

piątek, 26 marca 2010

Martwa natura i misie patysie



Na zdjęciu powyżej umieściłam rysunek z tego tygodnia. A we wtorek nowe wyzwanie i to jeszcze węglem :) Teraz będziemy mieli na to tylko jeden dzień, a nie dwa jak zwykle, bo w czwartek już świętujemy.



A drugie zdjęcie zrobiła Ula. To z nowej dostawy ciasteczek. Pomyślałam, że Wam się spodoba. Mi przypomina dwójkę szczęśliwych przyjaciół :)

środa, 24 marca 2010

Co u mnie słychać ?

Już minął kolejny tydzień. Nawet nie zauważyłam kiedy. Mam ostatnio dużo ciekawych zajęć, a przez to mam mniej czasu, żeby tu zaglądać i coś napisać.
Weekend spędziłam bardzo miło, bo z moją siostrą Moniką. Pierwszy raz miałam okazję być w Teatrze Ludowym. Może to dziwne, ale podoba mi się ten jeden z młodszych (jeśli można tak powiedzieć) teatrów krakowskich, bo otwarto go w 1955 roku. Cała bryła i wnętrze mocno podkreśla fakt, że był zbudowany w czasach PRL-u, ale chyba tym jakoś tak urzeka. W głównym korytarzu są ogromne lustra, które tylko dodają mu i tak już dużej przestrzeni i chyba to najbardziej mi się spodobało. A sztuka - "Pół żartem, pół sercem" - była super, bo ja uwielbiam farsy.
We wtorek byłam na trzecich zajęciach z rysunku. Dalej zmagamy się z ołówkiem. Tym razem prowadzący zafundowali nam trudną i żmudną martwą naturę. A efekty zamieszczę po czwartkowych zajęciach.

czwartek, 18 marca 2010

Szkice


W tym tygodniu zaczęłam "Kurs rysunku i malarstwa". To jest prezent - niespodzianka z okazji moich imienin. Bardzo się ucieszyłam, bo to było takie moje skryte marzenie. Jednak marzenia się spełniają. Dziękuję za prezent :))
A dziś jeszcze przed zajęciami miałam okazję pooddychać wiosennym powietrzem. Dziś w Krakowie już naprawdę pachniało wiosną. Szłam sobie spacerkiem przez krakowski Kazimierz, bo tam byłam umówiona z moją Basią na wegetariański obiadek. Chyba na dobre rozsmakowałam się w pierożkach tybetańskich. Mniam...

poniedziałek, 15 marca 2010

"Radość prawdziwa"



Mam za sobą bardzo udany dzień. Dzięki mojej kuzynce Lidii miałam super okazję podziwiać "Alberianę", czyli Ogólnopolski Festiwal Twórczości Teatralno-Muzycznej Osób Niepełnosprawnych. Wszystko zaczęło się o godzinie 10.00 w Teatrze im. J. Słowackiego. Przedstawienia i występy wokalistów były niesamowite, wręcz wzruszające. W trakcie dołączyła do mnie Ula, którą już znacie z opowiadań o Unicornie :), a po zakończeniu mogłyśmy stanąć na deskach teatru. Oczywiście bez występów :) Tylko podziwiałyśmy magię tego miejsca.



A później z Łukaszem byliśmy w Unicornie na zajęciach terapii sztuką, prowadzonych przez Ulę.

Dziękuję Wam za ten dzionek.

sobota, 13 marca 2010

Przyjemność z pływania


Dziś po dłuższej przerwie byłam na basenie. Super się pływało. Szkoda tylko, że jeszcze jest zima, bo ja już tak bardzo tęsknię za wiosną, za Słońcem. Dziś się rozmarzyłam, bo rozmawialiśmy z Łukaszem o wakacjach i pływaniu w ciepłym jeziorze. Zgadzam się z nim, że kiedy wypłynie się na pewną odległość od brzegu, a promienie Słońca ogrzeją ciało, to ma się cudowne uczucie wolności.

wtorek, 9 marca 2010

Uśmiech duszy


Dziś wtorek, jak co tydzień spotkałam się z moją siomotonowską grupą wsparcia. Od kilku tygodni bardzo lubię wtorek i wyczekuję go z niecierpliwością. Z myślą o tych moich znajomych upiekłam te ciasteczka. Ich uśmiechnięte buzie sprawiły, że słodkości stały się magiczne. Po raz kolejny potwierdza się mądrość, że naszą radość i nadzieję podsycają takie drobne elementy, malutkie uśmiechy naszej duszy. A potem jak drobne puzzle składają się w piękną całość, dają poczucie dobrze wykorzystanego czasu. A poniżej coś do posłuchania. Dostałam to od pewnej nieznajomej osoby. Ale tekst naprawdę cudny :)
http://faramka.wrzuta.pl/audio/3S5iIjOOG56/sa_gorsi_-_kiedy_mowisz

niedziela, 7 marca 2010

Cookies


W sobotę czas mijał szybko. Po pysznym obiedzie u mojej mamy zabraliśmy się za pieczenie ciasteczek. Nie obyło się bez kilku cennych rad, co do wyrabiania kruchego ciasta. Ale dzięki temu wyszło super. Oczywiście przydały się wykrawacze, do których mam sentyment, bo ciasteczka w kształcie autobusu, rowerka, czy dinozaura mają swój smaczny urok.
Wieczorem, jak wracaliśmy do domu dopadł nas powrót zimy. Z nieba padały wielkie płatki śniegu. Nawet wyglądało to zabawnie. Przez chwilę przemknęła mi myśl, że z takiego śniegu dobrze lepiło by się bałwana.

piątek, 5 marca 2010

Kontrast

Nie lubię rutyny, dlatego cieszę się, że ostatnio zdarzają mi się zupełnie zaskakujące dni. Codziennie budzę się z nowymi pomysłami. Wielu z nich nie ralizuję, ale widocznie tak ma być :) Dla przykładu dziś od rana nieśmiało spoglądam w kierunku maszyny do szycia. Już od miesiąca chcę przerobić 2 pary spodni. Może dziś mi się uda :) Od rana odpisuję na wiadomości. Od kiedy ruszyła moja strona internetowa, dostaję mnóstwo pokrzepiających listów. Wiele z nich piszą osoby, którch nie znam. Fajnie tak :))) Tak wygląda mój dzisiejszy dzień. Spokojnie, lenwie. Czasem tak lubię. Ale tylko czasem. Ostatnio dużo się działo. Wczoraj dla kontrastu miałam dzień w rozjazdach. Zapełniony co do minuty.
A najmilszymi wydarzeniami wczorajszego dnia były: odwiedziny nowonarodzonego człowieczka i spotkanie z Klaudią - koleżanką ze studiów i jej mężem Łukaszem. Nie widzieliśmy się parę lat. A rozmowa toczyła się, jakbyśmy się widzieli kilka dni temu :)
Moja przyjaciółka w niedzielę urodziła cudowną córeczkę i to właśnie je odwiedziłam w szpitalu. Zawsze gdy oglądam takie maleństwa, nie mogę się nadziwić nad cudem narodzin. Za każdym razem z podziwem patrzę na małe rączki i stópki dziecka.

wtorek, 2 marca 2010

Cudny wtorek

Dziś czuję się jak Waligóra i Wyrwidąb razem wzięci. Co prawda nie uratowałam żadnego miasta, a za żonę nie chcę żadnej księżniczki, ale czuję się jakbym pokonała smoka. To taka trochę przenośnia, bo mam jakieś poczucie wewnętrznej walki. Ale tylko czasem dociera do mnie, że jestem takim dzielnym rycerzem. A dziś naprawdę to czuję i wiem, że mogę jeszcze więcej, a to wszystko dzięki ludziom, jakich spotykam na swojej drodze. Jesteście cudowni.
W Unicornie , na cowtorkowych zajęciach od całej grupy i Uli usłyszałam wiele ciepłych słów i mnóstwo wsparcia. A od niejakiego Staszka wyznanie miłosne. To jest coś...
A na deserek, po włączeniu skrzynki pocztowej czekał niespodziewany list, który sprawił mi wiele radości. Poczułam się taka ważna, bo osoba, która mnie nie zna napisała tak:
"(...)Mam nadzieję, że wygrasz swoją bitwę, a później całą wojnę. Oglądając twoje zdjęcia zauważyłam w twoich oczach chęć życia, więc się nie poddawaj i walcz o nie ze wszystkich sił!!!!!!!!!!!!! W chwilach zwątpienia myśl o najbliższych i tak jak pięknie napisałaś cyt. "Przecież nikt z nas nie wie ile dni, miesięcy czy lat nam zostało. (...) Zawsze, nawet w najtrudniejszych chwilach, chcę walczyć do końca o swoje życie".
WALCZ, A JA TRZYMAM KCIUKI ZA TWOJĄ WYGRANĄ!"
To takie cudne zwieńczenie cudnego dnia...

poniedziałek, 1 marca 2010

Wizyta w Warszawie

Dzisiejszy dzień był pełen emocji, ale samych pozytywnych. Na wizycie w Warszawie dowiedzieliśmy się dobrych wiadomości. Lek działa, bo nie pojawiły się nowe zmiany, a te istniejące mają ostre obrysy. Oznacza to, że nie robią nacieków na zdrowe komórki.
A naszej Kochanej Sylwii dziękujemy za gościnę i pyszną kolację.

niedziela, 28 lutego 2010

Jednorożec powraca


Na zdjęciu powyżej zamieściłam już oprawiony obraz, który namalowałam dla mojej siostrzenicy Gabrysi. To był prezent urodzinowy. A mój drugi obraz malowany akrylami na płótnie. Do tej pory namalowałam 3 obrazy, a czwarty powstaje ;) Jak skończę to też zamieszczę foto.
Dziś wyjeżdżamy do Warszawy, a jutro czeka mnie ważna wizyta u Profesora. Jak wrócę, to napiszę czego się dowiedziałam.

piątek, 26 lutego 2010

Strona internetowa

Od dziś działa moja stronka internetowa www.mariawedzicha.pl, na której można przeczytać więcej o mnie, moim schorzeniu i formie pomocy.
A z tego miejsca bardzo dziękuję moim znajomym Robertowi, Oksanie i Wojtkowi z Artnetwork za zrobienie tej ślicznej strony.

czwartek, 25 lutego 2010

Wyniki TK za mgłą

Mam wyniki tomografii komputerowej. Nie chcę jednak udzielać Wam złych informacji, dlatego z interpretacją muszę poczekać do poniedziałku. Wtedy też wybieramy się z Łukaszem do Warszawy na konsultację do Profesora. Mam nadzieję, że otrzymamy dobre wiadomości. Na dzień dzisiejszy jestem spokojna, bo wydaje mi się, że wyniki są OK.
Dziś też był dzień, w którym bardzo dużo się działo. Momentami myślałam nawet, że za dużo. Od rana wysyłałam e-maile do znajomych z prośbą o przekazanie 1% podatku. Otrzymałam dużo pokrzepiających słów. W takich chwilach wiem, że murem stoi zna mną armia ludzi. Dzięki Wam wiem, że dam radę. Dlatego bardzo wszystkim dziękuję.
Po południu wybraliśmy się do Staniątek oglądnąć prace na dachu i odwiedzić rodzinę. A powrót był koszmarny. Tuż za miejscowością Kokotów wjechaliśmy w ogromną mgłę. Dopóki na jezdni była namalowana biała linia rozdzielająca pasy jakoś byłam w stanie prowadzić. W momencie, kiedy się skończyła, ja tylko naciskałam sprzęgło, hamulec i gaz, a Łukasz z wystawioną głową, patrząc gdzie jest pobocze, kierował kierownicą. Naprawdę nic, ale to nic nie było widać. Jeszcze nigdy nie trafiłam na taką mgłę. Idzie wiosna.

środa, 24 lutego 2010

Subkonto


Dziś rano udało nam się podpisać umowę z Fundacją Anny Dymnej "Mimo wszystko" i od dziś mam aktywne subkonto. Już wkrótce ruszy też moja strona internetowa. Może już nawet w najbliższy piątek.
Skorzystam z okazji i poniżej podam w jaki sposób można przekazać 1% podatku na zakup leku ratującego moje życie.
Dane do przekazania 1% podatku w formularzu PIT:
W pozycji, gdzie należy wpisać
· Nazwę OPP: FUNDACJA ANNY DYMNEJ „MIMO WSZYSTKO”
· Numer KRS: 0000174486
· W części „INFORMACJE UZUPEŁNIAJĄCE” w pozycji „cel szczególny” należy wpisać „MARIA WĘDZICHA” (to hasło jest wymagane, żeby było wyszczególnione dla kogo ten 1% podatku ma być przekazany).

Dla przykładu na powyższym zdjęciu pokazałam jak to ma wyglądać w formularzu zeznania podatkowego PIT-37

niedziela, 21 lutego 2010

Jazda testowa


Nie mogąc doczekać się wiosny zrobiłam dziś pierwszą jadę testową moim nowym, czerwonym rowerem. Najpierw trzeba było obniżyć siodełko, następnie podwyższyć, bo okazało się, że nie jestem aż tak niska i wreszcie mogłam ruszyć w trasę. Jazda była krótka, bo pomimo słonecznej pogody zmarzłam. W rowerze się oczywiście zakochałam, bo ma duże koła i lekko się jeździ. Teraz tylko z utęsknieniem wypatruję WIOSNY. A ta, przynajmniej kalendarzowa, już za miesiąc.
Jutro czeka mnie tomografia komputerowa. Od niej dużo zależy. Dlatego tym mocniej trzymajcie kciuki za dobry wynik. Oczywiście jak tylko go otrzymam, napiszę.
A tymczasem męczę się nad kontrastem - Urografinem. Smakuje paskudnie nawet osłodzony miodem.

piątek, 19 lutego 2010

Torcik zjedzony



Niestety czas zakończyć kilkudniowe obchody moich urodzin. Na zdjęciu jest mój debiut tortowy. Może nie wyglądał ślicznie, ale za to powiem nieskromnie, że był smaczny, świadczy o tym fakt, że już zniknął. W przeciągu 2 dni :) Sama nawet próbowałam. Na codzień nie jem cukru. Zrezygnowałam z niego już w sierpniu 2008 roku. Trzymam się w tym postanowieniu dzielnie. Ale czasem każdy z nas powinien "zgrzeszyć". Tak dla zachowania równowagi psychicznej.

środa, 17 lutego 2010

Moje urodziny



Dziś jest dla mnie szczególny dzień. Obchodzę swoje 28 urodziny i bardzo się z nich cieszę. Jestem zadowolona, że już tyle przeżyłam, tyle cudownych chwil, dni, lat za mną. A ile przede mną... tego nie wiem. Ale sama życzę sobie jak najwięcej, bo życie jest cudowne, wspaniałe i niepowtarzalne. Ale wracam do swoich zajęć, bo dziś wzmacniam swoje siły witalne i robię, to na co mam ochotę. Polecam każdemu.
Acha i dziękuję Wam za życznia. Jesteście kochani. A mojemu kochanemu mężowi dziękuję za prezent. Jest śliczny.

poniedziałek, 15 lutego 2010

Biały puch

Wczoraj była niedziela, a Łukasz (mój mąż) miał wolny dzień i postanowiliśmy zaszaleć na świeżym powietrzu. Chcieliśmy ulepić bałwana, ale śnieg się nie kleił. Dlatego nastąpiła zmiana planów i powstały: żółw, piramida i zamek. Niestety nie zrobiłam zdjęć, a dziś świeży, biały puch spadający z nieba wszystko przykrył. Koniec zimy nam chyba jeszcze nie grozi. Może jeszcze coś zbudujemy :) Polecam wszystkim. Bawiłam się jak mała dziewczynka. A jak nie chce się Wam nic lepić, to chociaż zróbcie orzełka.
Dziś spędzałam dzień na tworzeniu pism i porządkowaniu dokumentów do założenia subkonta w Fundacji.

wtorek, 9 lutego 2010

Simonton

Właśnie mija wspaniały dzień. Dziś naprawdę mam poczucie szczęścia i spełnienia. Od dziś zaczęłam zajęcia z programu Simontona (więcej informacji można znaleźć w Internecie, więc nie będę się rozpisywać) w Unikornie, Stowarzyszeniu Wspierania Onkologii. Takich zajęć będzie 10, z czego się niezmiernie cieczę, bo mam nadzieję, że bardziej sobie to utrwalę, a do tego mam fajną grupę. Skrzydeł też dodało mi spotkanie z Ulą, psychologiem pracującym w Unikornie. A resztę dnia spędziłam z moją przyjaciółką Basią. Bardzo lubię z nią przebywać, to serdeczna i ciepła osoba. Oby jak najwięcej takich miłych dni ...

poniedziałek, 8 lutego 2010

Odwiedziny Qbersów i Śliwki

Wczoraj odwiedzili nas (mnie i mojego męża) przyjaciele (Donia, Kuba i Śliwka). Pozdrawiam Was serdecznie i dziękuję za mile spędzony wieczór :) Miło jest wspominać czasy studenckie. Czasem za nimi tęsknię. Tęsknię za taką beztroską, "życiem teraźniejszością".

A dziś zadbałam o siebie :) Odpoczęłam, upiekłam pyszny chleb, ale też koncentruję się na gromadzeniu dokumentów do założenia subkonta w Fundacji Anny Dymnej. To dla mnie jedyna szansa zdobycia środków na dalsze leczenie Nexavarem.

A poza tym czuję się dobrze. Nic mnie dziś nie boli i nawet z przeziębienia się wyleczyłam.

piątek, 5 lutego 2010

Dobry dzień, dzień dobry...

Dzisiejszy dzień okazał się bardzo owocny. Cały ranek spędziłam co prawda na korytarzu w oczekiwaniu na wizytę do lekarza rodzinnego, ale tam dowiedziałam się, że płuca i oskrzela mam zdrowe. Dobrze, że nic im nie dolega. Od 2 tygodni męczyło mnie przeziębienie. Na tej wizycie dowiedziałam się również, że cena mojego leku. Leku, który własnie ratuje moje życie i niszczy komórki nowotworowe przekroczyła wszelkie oczekiwania. Aktualna cena w aptece NFZ to 26400 zł za opakowanie. Dla osób, które jeszcze nie wiedzą dlaczego muszę go zażywać wyjanienie pojawi się, w nastepnych postach ;)
W rekompensacie popołudnie spędziłam bardzo miło z moją siostrą. Ugotowałymy pyszne pierogi ze szpinakiem (dla zainteresownych podam przepis). A wieczor miałam niezwykle twórczy, gdyż opisywałam swoją historię. Poruszałam trudny temamt choroby. A efekty za niedługo zobaczycie na mojej stronie internetowej.

sobota, 30 stycznia 2010

Na dobry początek

Witam wszystkich, którzy tu własnie zaglądnęli :)
To mój pierwszy tego typu wybryk. Ale chyba mi się podoba.
Wybaczcie niedociągnięcia i błędy językowe, ale mam tremę.
Chciałabym tu opisywać swoje myśli, zdarzenia, bo niektórymi chcę się podzielić z Wami. Jak już wcześniej napisałam ten blogo-pamiętnik, bo tak go nazwałam, dedykuję Wam moi bliscy, przyjaciele i znajomi.